Od najmłodszych lat jesteśmy nagradzani za zachowanie po czyjejś myśli. Uczymy się, że zadowalając innych otrzymujemy różnego rodzaju “głaski” – od zwykłej akceptacji po materialne nagrody. Słuchając rodziców, rodzeństwa, nauczycieli, kolegów, koleżanek, a potem szefów, wpasowujemy się w ich oczekiwania i nieświadomie kształtujemy siebie w oparciu o innych. To w pewien sposób użyteczne, ale na dłuższą metę może być bardzo męczące. No to, jak być naprawdę sobą?
Cały czas się tego uczę, więc nie piszę tego tekstu z pozycji eksperta. Piszę z pozycji osoby, która zrobiła duży krok naprzód w uświadomieniu sobie, co jest moje, a co nie. Uczę się siebie i trochę na nowo układam swoje życie. Inaczej rozkładam energię, inaczej inwestuję swój czas, odpuszczam w jednym miejscu, a przykręcam w innym. To fascynująca, ale też trudna droga. Wymaga odwagi i podejmowania decyzji, na które nie pozwalałam sobie ze strachu wcześniej. Zrobiłam małe podsumowanie tego, co w ostatnich latach najbardziej pomogło mi w tej zmianie. A dużo jej zawdzięczam, bo czuję, że mam więcej przestrzeni na oddech, więcej luzu i zdecydowanie mniej frustracji.
1. Akceptuję siebie
Pamiętam cytat ze szkolnej sztuki “Anioł zstąpił do Babilonu” Dürrenmatt’a, w której grałam, brzmiał: “Tylko to, co najlepsze jest mnie dość dobre”. Wtedy to zdanie idealnie mi pasowało i zostało ze mną na kilkanaście lat mocno zatruwając codzienność i dostarczając mnóstwa frustracji. Chciałam mieć najlepsze i być najlepsza we wszystkim (lub tym, co uznałam za ważne). To był słaby pomysł, bo dziś wiem, że to niemożliwe i zupełnie niepotrzebne. Jestem wystarczająco dobra taka, jaka jestem. I nie chodzi tu o wybór życiowej bylejakości, ale o zluzowanie pośladków, rozwój miłości własnej i złapanie dystansu do samej siebie. Wtedy jest więcej radości z życia i zaskakująco dużo miejsca na rozwój prawdziwej mnie.
2. Jestem dla siebie dobra
Daję sobie prawo do błędów, dostrzegam sukcesy, nawet te najmniejsze, nie karam się za brak talentów, dbam o moje ciało, dbam o odpoczynek, jestem dla siebie wyrozumiała, nie dokręcam sobie śruby w sprawach, na których bardziej zależy innym niż mnie. Jestem dla siebie po prostu dobra i wspierająca, taka, jaka staram się być dla mojej córki i syna.
3. Poznaję siebie i to, jak funkcjonuje nasz mózg, nasze emocje…
Ale głupie, co? Przecież każdy zna siebie! No właśnie nie bardzo. Dopiero po 30’stce odkryłam dlaczego na przykład potrafiłam być mało delikatna w swoich żartach w stosunku do innych lub zawsze chciałam dowodzić lub zdarza mi się siarczyście zakląć. Niby nic i po co o tym w ogóle myśleć. Jednak za takimi małymi elementami kryje się cała historia i głupie żarty nie są żartami, ale mechanizmami obronnymi. Odkrycie tego i zrozumienie wpuszcza tyle powietrza i może sprawić, że tych mechanizmów już nie potrzebujesz. Dużo czasu spędziłam na obserwacji siebie przy wsparciu życzliwych osób. Zaliczyłam kilka warsztatów, przeczytałam sporo książek. Nauczyłam się rozpoznawać swoje schematy działania i dzięki temu podejmować lepsze decyzje.
4. Ufam sobie
Jeśli czuję w kościach, że czegoś nie chcę lub czegoś chcę, to prawdopodobnie tak jest, nawet, jeśli inni uważają zupełnie inaczej.
5. Doceniam to, co mam
Uczę się celebrować to, co mam w zasięgu ręki, bo przez długi czas lekceważyłam to i byłam skoncentrowana na tym, czego jeszcze nie posiadam. A mam już tak dużo. I tego, co materialne i tego, co nie.
6. Pielęgnuję wewnętrzne dziecko
Czyli szczerość reakcji na świat, otwartość na inność, odkrywanie nowego, radość ze zdobywania nowych umiejętności. Łapię relację z takim wewnętrznym dzieckiem, który jeszcze nie wpasował się w czyjeś ramy w procesie socjalizacji. Nie zwraca uwagi na to, co pomyślą inni. Gdy ma ochotę tańczyć, tańczy. Gdy ma ochotę nałożyć do sklepu strój superbohatera, zrobi to. Uczę się słuchać siebie bez refleksji, jak ocenią to inni.
7. Odkryłam to, co kocham i nie bronię się przed tym
Kocham naturę. Jestem ulepiona z jeziora, lasu, łąki. Lubię też miasto, knajpy, ludzi, ale to dzięki naturze mam energię do działania. Lubię też pisać i mam potrzebę ochrony tego, co kocham, więc odnalazłam swoją drogę – Who Will Save The Planet. A Ty wiesz, co kochasz robić? I czy masz na to czas i odwagę? Mam znajomą, która całe życie chciała szyć. Jej przyjaciele wybierali jednak SGH, rodzice kibicowali też tej szkole, przecież krawiectwo to nie jest poważna sprawa i nielicznym udaje się z tego żyć. Dziś jest po trzydziestce, pracuje w korpo i mimo fajnej pozycji i dobrej kasy, sfrustrowana marzy o swojej ubraniowej marce. Mam nadzieję, że zdobędzie się na odwagę.
Idę swoją drogą, nawet jeśli inni myślą, że to Ministerstwo głupich kroków.