Wyjaśnijmy sobie coś na początek. Stresujemy się wszyscy! Mniej lub bardziej. Niektórzy potrzebują silnego bodźca, ale większość Polek i Polaków należy do tych przejmujących się i to bardzo. Podobno jesteśmy jednym z najbardziej zestresowanych narodów, a rekordy bijemy stresując się w pracy. Więc jeśli udajecie twardzieli i twardzielki, to przestańcie i przenieście energię na szukanie efektywnych sposobów rozluźnienia pośladków po ciężkim dniu. Idę Wam z pomocą. Oto moje 3 ulubione sposoby na relaks po stresującym dniu.
Czym jest relaks
Zanim o sposobach, powiedzmy sobie, czym jest w ogóle relaks. To stan odprężenia, który oznacza zmniejszenie napięcia mięśni. Oznacza też zmniejszenie ogólnej mobilizacji organizmu do aktywności. Pewnie to znasz, cały dzień biegasz, załatwiasz sprawy, walczysz. Czujesz, że całe Twoje ciało jest spięte, szczególnie w karku. Twoje ciało i umysł są połączone, jeśli głowa “walczy” z codziennością, ciało jej wtóruje. To pierwotne reakcje, Twoje ciało jest spięte, bo to dla niego reakcja startowa do ataku/ucieczki. Jest przygotowane na niebezpieczeństwo. Siedzisz może teraz nad jakimś super skomplikowanym zadaniem, pod ręką masz smartfona i laptop, ale Twoje ciało dalej mentalnie biega po sawannie. 😉
Więc relaks ma na celu uspokoić Twój umysł i ciało. Jedno nie działa bez drugiego. Wprowadzić Cię w stan odprężenia, spowolnienia psychofizycznego. Relaks, za przeproszeniem, ma na celu rozluźnić Twoje piękne i spięte po całym dniu pośladki. Powiedzenie “mieć spięta dupę” naprawdę nie wzięło się znikąd.
1. Moje święte rytuały
Trochę prywaty. Z wykształcenia jestem socjologiem. Nie jestem częścią żadnego kościoła, ale odkąd dowiedziałam się na studiach o sacrum i profanum, nadaję takie znaczenie mojej przestrzeni i czasowi. Ludzie prawdziwie religijni, do których nie należę, mają łatwiej – ich przestrzeń i czas nie jest jednorodna. Mają ważne i znaczące oparcie w świętym dla nich czasie i przestrzeni. To porządkuje świat, daje bezpieczną przewidywalność. Pozwala przetrwać trudną codzienność, bo na horyzoncie jest doświadczenie sacrum chociażby podczas niedzielnej mszy. W moim laickim (lub omnistycznym) świecie potrzebuję zastępczych świętości, mojego prywatnego sacrum. I taką rolę odgrywają właśnie moje rytuały.
Może się walić, a ja wiem, że przed snem mam swoje kilka minut na jogę i wyciszenie. Codziennie, gdy dzieci już śpią i jest prawdziwa cisza, przypominam sobie wszystkie małe rzeczy, za które mogę być wdzięczna. Naprawdę codziennie są ich dziesiątki. Zjadłam smaczne śniadanie, spotkałam koleżankę, mam wspaniałe dzieci, dach nad głową – wystarczy się choć trochę interesować wydarzeniami na świecie, żeby wiedzieć, że nie są to oczywistości. Mam też czas na dumę z siebie – napisałam dobry tekst, udało mi się zapanować nad emocjami, chociaż miałam ochotę wykrzyczeć lub wykrzyczałam w końcu coś, co siedziało we mnie od dawna. Ważne, żeby dobrze złapać perspektywę.
2. Relaksacje
Nie jestem buddyjskim mnichem i trudno mi wejść w stan głębokiej medytacji samej. Moim sposobem na pozbycie się natłoku i gonitwy myśli jest prowadzona relaksacja. Potrzebne do tego tak niewiele, trochę przestrzeni, w której nikt mi nie przeszkadza, od kilku do kilkudziesięciu minut i coś, na czym mogę odtworzyć kojący głos lektora, który pozwala mi sie odprężyć. Jeśli czujesz, że to może być coś dla Ciebie, zapisz się do mojego Newslettera (formularz znajdziesz pod tekstem), a w podziękowaniu dostaniesz mail z linkiem do Relaksacji Jezioro.
3. Kubek ziołowej herbaty i (bez)myślne gapienie się przez okno
Picie herbaty, szczególnie jesienno zimową porą, to też mój rytuał. Można zaparzyć kiepską herbatę z torebki i wypić ją jednym haustem, ale można też z picia herbaty urządzić ceremonię. I picie mojej ulubionej ziołowej herbaty, to dla mnie bogate doświadczenie, w które angażuję wszystkie zmysły. Sięgam po sypaną herbatę z ziół, które rosły na czystych łąkach Podlasia, biorę ich szczyptę, rozcieram w dłoniach, żeby wydobyć ukryty w suszu zapach, przybliżam do twarzy, żeby lepiej go poczuć. Zalewam wrzątkiem. Czekając aż zioła się zaparzą i oddadzą wodzie to, co w nich nalepsze, ogrzewam dłonie otulając nimi ulubiony kubek. Patrzę (bez)myślnie przez okno, czasem na parę unoszącą się znad kubka. Aż w końcu powoli smakuję każdy łyczek próbując wyodrębnić smak pojedynczych ziół. To mój święty czas. To mój czas na relaks.
Ruch
Dlaczego nie piszę tu o ruchu. Dla mnie intensywny ruch, to rozwiązanie na poranki, wtedy dodaje mi energii, przygotowuje głowę do działania. Nie lubię dowalić sobie przed snem, wtedy potrzebuję kojącego wyciszenia. Po ciężkim dniu jedyny ruch, który zapewni mi spokojny sen, to delikatna joga lub spacer.