Mam dla Ciebie 7 moich małych nawyków w duchu eko, które ustawiają mój dzień super pozytywnie. To kilka małych czynności działających cuda. A co najważniejsze, wymagają ZERO pieniędzy i tylko trochę czasu. Możesz wprowadzić je od zaraz i zamienić je również w swoje codzienne rytuały.
1. Budzę się tak, aby mieć czas tylko dla siebie
Potrzebuję ciszy! I samotności! Chociaż paręnaście minut dziennie. Z dwójką małych dzieci to luksus, za który jestem wiele dać. Nawet wstać, gdy mogłabym jeszcze pospać. Teraz, gdy pracuję z domu, nie marnuję czasu na dojazdy, więc rano potrafię mieć dla siebie nawet 2h!!! To czyste szaleństwo! Co wtedy robię?
2. Trochę afirmacji na dzień dobry
Dzień zaczynam od afirmacji. Rozciągam się leniwie, patrzę na córkę, gdy akurat z nią śpię. Słucham jej i swojego oddechu. Zauważam małe rzeczy. Ciepło kołdry, szelest ziaren w poduszce (mam taką z łuskami gryki), teraz krople deszczu, śpiew ptaków i gapię się przez okno. Dziękuję za to wszystko, co spotyka mnie dobrego. Szczególnie za te wszystkie oczywistości, które zauważamy dopiero, gdy coś ja nam odbierze.
3. Gapię się przez okno zaraz po obudzeniu
Ale głupota, co? Kto normalny gapi się przez okno? Przecież teraz wszystko trzeba robić szybko i w trybie multitasking! Ano nie! Po pierwsze, to w ostatnich latach neuronaukowcy odkryli, że przełomowe pomysły biorą się z umiejętności przełączania się pomiędzy dwoma trybami: skupieniem i błądzeniem, tzw. dryfowaniem umysłu, gdy pogrążamy się w leniwych marzeniach lub nie myślimy w ogóle. Po drugie trenuje owo niemyślenie, co bardzo mnie uziemia i pozwala lepiej doświadczać chwili obecnej.
4. Pracuję z oddechem, nie myślę
Co mi się może udać, jeśli nie udaje mi się świadomie oddychać przez chociażby parę minut?! ;))) Wiesz, tak bez uciekania myślami w bok po 6 sekundach. Przez niemal całe życie traktowałam oddech, jako coś… właściwie to ja go nie traktowałam. Po prostu sobie był. Przecież każdy umie oddychać. Teraz ogromną satysfakcję sprawia mi ten trening, gdy udaje mi się skupić tylko na oddechu choć przez parę chwil.
5. Zasypiam wcześnie
Najszczęśliwsza jestem, gdy to się udaje przed 22. Gdy idę spać po 23, następny dzień jest trudny. Gdy dzieje się to po północy, mam autentycznego kaca o poranku. boli mnie głowa, mięśnie. Nici wtedy z czasu dla siebie zanim wstaną inni. Z porannej jogi, z gapienia się przez okno. Wszystko wtedy się sypie. Zauważyłam u siebie, że wczesne zaśnięcie powoduje też spokojniejszy, nieprzerwany sen (chyba, że Róży “Mama, cyca!”).
6. Daję nura w zielone
Każdego dnia mam kontakt z naturą. Teraz jest łatwiej, bo wyjdę do ogrodu i już. Ale podobnie było, gdy mieszkałam w mieście. Przed pracą biegłam do Królikarni lub po pracy porozciągać się do innego parku, nad Wisłę. Minimum kontaktu, to pielęgnacja roślinek doniczkowych. Kontakt z zielenią obniża poziom kortyzolu w ślinie – fizjologicznego markera stresu. Z kolei japońskie badania sugerują, że obecne w naturze, uwalniane przez drzewa fitoncydy działają przeciwbakteryjnie, dzięki czemu jesteśmy zdrowsi.
7. Robię coś dla Planety
Każdego dnia mam swój mikro wkład w troskę o naszą Planetę. Nawet, jeśli jest to “tylko” rozmowa z dzieckiem o przyrodzie, czyli takie zarażanie kolejnego pokolenia miłością do natury. Podniosę mijane śmieci, uratuję trochę wody lub samotnego banana. To są maleńkie działania, które może przede wszystkim poprawiają mi nastrój, ale też dają nadzieję, że jeśli podobnie zacznie działać kilka dodatkowych, a potem jeszcze kolejne osoby, to będziemy żyć w lepszym, bardziej zielonym świecie.
Ja mam całą masę innych rytuałów. Dajcie znać, czy jesteście zainteresowani kolejnymi ;).
Uściski!