Ostatnio podliczyłam, że przez wiele lat miesięcznie potrafiłam wydać nawet 25% mojej pensji (to dużo kasy) na akcesoria, ubrania czy buty. Ponieważ kupowałam impulsywnie i bez strategii, w mojej szafie było coraz więcej ubrań, a ja i tak coraz bardziej nie miałam się w co ubrać. To już za mną. Zobacz, jak to zmieniłam.
1. Jestem świadoma siebie
Uświadomiłam sobie, że impulsywne zakupy nie są efektywnym sposobem na relaks. Skoncentrowałam swoją uwagę na sytuacjach, które powodowały, że biegłam do sklepu gotowa wydawać krocie na ciuchy, buty i dodatki. Okazało się, że najczęściej była to forma poprawienia sobie nastroju, potrzeba nagrodzenia się za ciężki dzień w pracy, a nawet próby podniesienia własnego poczucia wartości przez coś tak zewnętrznego, jak nowa kiecka, która zawsze jakoś budzi zazdrość koleżanek lub przynajmniej dostarczy kilku pochwał na temat mojego nowego stroju.
2. Wiem, co sprawia mi prawdziwą przyjemność
Wypisałam sobie listę 5 bardziej konstruktywnych przyjemności, po które mogę sięgnąć, gdy czuję się zestresowana, zmęczona lub przygnębiona. Szukałam takich “naprawiaczy” nastroju, które będą miały długoterminowy efekt i nie zabolą finansowo. Na mojej liście jest spotkanie z przyjaciółką lub kimś, kogo kocham i czuję się bezpiecznie, spacer, czytanie książki przy ulubionym kubku ulubionych ziół pod ulubionym kocem (i nie sam zakup, ale właśnie czytanie), joga i jazda na rowerze.

3. Rozumiem, ile tracę
Podliczyłam, ile wydałam pieniędzy na ubrania średniomiesięcznie. Potem, jaka to suma w skali roku. I to mi pokazało listę utraconych przyjemności, które mogłabym mieć za tą kwotę. To naprawdę suma na poziomie dodatkowych super wakacji rocznie. Bardzo motywujące do sięgania po przyjemności z listy tych konstruktywnych zamiast zakupów. Poza tym dochodzi utracony czas, jaki spędzałam szwędając się po sklepach. Tego nie przeliczę na pieniądze.
4. Świadomie odbudowuję swoją szafę
Zrobiłam przegląd szafy i zrozumiałam, że rządzi tam przypadek. Po prostu wydaję kasę na oślep. Przejrzałam swoje ubrania, zostawiłam te, które lubię i noszę, pozbyłam się pozostałych. Zrobiłam teraz listę, czego ewentualnie potrzebuję, aby dopełnić moją szafę tak, aby była na 100% kapsułowa. I jeśli idę na zakupy ubraniowe, idę z listą i trzymam się jej tak, jak w wypadku listy produktów spożywczych. To dobre dla mojego portfela, samopoczucia i środowiska.
5. Inwestuję w ubrania
Moja mama zawsze mówiła, że nie stać jej na tanie rzeczy. Do teraz, gdy widzi u mnie coś, co jej się podoba od razu łapie za metkę. I nie, nie szuka marki, a składu. Uczę się mody od nowa. Starym sposobem mojej mamy patrzę na skład, szwy, jakość wykonania. Nie ma znaczenia czy kupuję coś z drugiej ręki czy w butku. Przestałam kupować ubrania, zaczęłam w nie inwestować. Dla siebie i dla Planety.

Napisz, jakie są Twoje relacje z ubraniami i czy kupujesz je świadomie.