Dlaczego ostatnio piszę więcej o medytacji, praktyce uważności i kontakcie z naturą? Przecież miało być głównie o zero waste i zmianach klimatu. Ano piszę więcej, bo to wszystko pięknie ze sobą u mnie współgra. Zobaczcie jak przeszłam drogę od nerwowych fajek, codziennego kulturalnego winka i wydawania kasy na bzdury do niezłego całkiem “zen” teraz. Bo zdrowe zero waste to stan umysłu i fajna relacja z sobą.
Moja terapia zakupowa
Zacznijmy od tego, że zaliczyłam takie lata w swoim życiu, w których pracowałam grubo ponad 8 godzin dziennie. Latałam na kilka relaksacyjnych fajek w ciągu dnia, potem kolejne wypalałam wieczorem przy drinku, szampanie lub winie (uściski siostrzane dla tych, które robiły to ze mną). Po drodze zaliczałam też kosmetyczki, które próbowały leczyć trądzik na twarzy powodowany dymem papierosowym i stresem. Wydawałam też fortunę na dermatologów i kremy przepisywane mi na tą styraną stresem twarz (a nie miałam wtedy nawet 30 lat). Doradzałam w tym czasie komunikacyjnie naprawdę bogatym ludziom, takim z pierwszej setki Forbasa. Porównywałam się i chciałam poczuć się im równiejsza.
Rzeczy nie zbudują poczucia wartości
Próbowałam wskoczyć na zdecydowanie wyższą półkę ciuchowo markową. We wzmocnieniu poczucia wartości wcale to nie pomagało. Wręcz przeciwnie. Kupowałam i frustrowałam się na przemian. A, że się frustrowałam, wydawałam na masaże i inne rzeczy, które w danym momencie podnosiły moje samopoczucie. Dla jasności, z zewnątrz było pięknie. Imprezy, szalony czas, fajne projekty, kariera, dużo ludzi wokół, a jednak dziś widzę w tym również dużo smutku i zagubienia. Potem dorastałam, znalazłam mądrego faceta, który wyciągnął mnie na prostą, ale wiele mechanizmów zostało. Szczególnie ten, który można by podsumować zdaniem: Shopping is cheaper than a psychiatrist.
Konsumpcjonizm napędza zmiany klimatu i niszczy środowisko
Im więcej kupujemy, tym więcej musi być wyprodukowane, im więcej musi być wyprodukowane, tym więcej surowców musi być wydobytych. Na końcu tego łańcucha jest potrzebna energia na wytworzenie dóbr, które kupujemy. Zrozumiałam, że jedyną rozsądną drogą do zmniejszenia mojego negatywnego wpływu na środowisko jest zminimalizowanie mojej konsumpcji. Ale jak to zrobić i dlaczego ja właściwie tyle kupuję? No, odpowiedź mnie nie zachwyciła :/.
Smutni ludzie kupują więcej
Co tu ściemniać. Dla mnie zakupy były formą relaksu, poprawiały humor, podnosiły samoocenę – wiadomo, że w nowej kiecce i butach, człowiek od razu jakoś lepiej się czuje. Ostatnio słyszałam nawet od koleżanki, że są kursy, na których kobiety uczą się, że zawsze powinny mieć na sobie najdroższą możliwą bieliznę, bo wtedy to działa na ich podświadomość i czują się od razu lepsze (ałć! to się dzieje naprawdę!).
Tyle, że ten efekt jest krótkotrwały, bo potem zazwyczaj przychodził kac związany z wydaną kasą lub po prostu wracają stare strachy. Ja już to wiem z autopsji. Mam też na to dowód naukowy. Badanie wskazujące na to, że, gdy mamy w sobie smutek, jesteśmy gotowi nie tylko kupować więcej, ale i wydawać więcej na konkretne produkty. Nawet 300%. Idealnymi konsumentami są więc Ci zdołowani, potrzebujący poprawić sobie nastrój, skupieni na sobie, no i z pieniędzmi 😉.
Medytacja, praktyka uważności i więcej natury
Jak to się stało, że ze stresowanej, zagubionej gdzieś w środku dziewczyny, stałam się silną, dużo spokojniejszą, ale przede wszystkim lubiącą siebie i uważną na swoje emocje kobietą? To oczywiście była długa droga, na której spotkałam wiele dobrych osób, przeczytałam wiele książek, artykułów, zaliczyłam kilka ważnych warsztatów i kursów. Odkryłam swoje wartości i zaczęłam podejmować tylko te decyzje, które są z nimi w zgodzie. Jednak w ostatnim czasie pojawiły się trzy kolejne elementy.
- codzienna, poranna medytacja,
- praktyka uważności
- i zdecydowanie więcej kontaktu z naturą (i samą sobą).
Niestety, nie działają one, jeśli stosuję je incydentalnie. Te trzy elementy są częścią każdego dnia. Nie potrzebuję na nie wiele czasu. Czasem jest to godzina, czasem naście lub kilka minut.
Co mi dały medytacja, praktyka uważności i kontakt z naturą
- Czuję duży wewnętrzny spokój, jest to odczuwalna zmiana w stosunku do tego, co było jeszcze rok temu.
- Moje wybory, od zakupowych po te związane z relacjami są bardziej świadome, bliższe moim prawdziwym potrzebom.
- Znam się lepiej. Wiem, co sprawia mi przyjemność, co powoduje niepokój.
- Potrafię przyjrzeć się swoim emocjom z boku, zrozumieć je, wykorzystać techniki rozładowywania napięć.
- Mam lepszą relację z bliskimi.
- Lepiej śpię.
- No i kupuję istotnie mniej, czyli mniej śmiecę i minimalizuję swój negatywny wpływ na środowisko😊.
A jak jest u Was? Dajcie znać czy chcielibyście, żebym napisała coś o samej mojej medytacji.